Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaźń! Przechodziłem 40–stopniowe mrozy w tych stepach! Pod pokryciem skór jelenich serce mi lodowaciało — w potrójnych pończochach z wełny stopy tężały! Skorupa z lodu pokrywała konie — ich dech przed nozdrzami krzepł. Wódka we flaszy zmieniała się w kamień — nóż nie pokrajałby jej. Ale sanie mknęły, jak huragan po szybach zamarzłych jezior, lubo po gładkim obrusie śnieżnej pustyni... Lecz ceną jakich cierpień, Nadziu — o tem coś wiedzą ci, zasypani, którzy już nigdy nie powrócą...
— Wszelako tyś wrócił, bracie!
— Trzykrotnie... Bom Sybirak, wdrożony przez ojca od dziecka do polowań...
— I podtrzymywała mnie miłość dla matki, gdym jechał do niej do Omska...
— A mnie podtrzyma miłość dla ojca, któremu wiozę do Irkucka ostatnie słowa matki...
— Jesteś dzielne dziecko i Bóg ci dopomoże!
Tego dnia zmieniający się na każdej stacji „jamszczycy“ wieźli ich chyżo, zachęcani sutemi napiwkami, a może przejęci szacunkiem dla tej pary, która miała papiery w porządku i ważyła się jechać w głąb Syberji o tak niepewnym czasie. Zresztą podróżni nie byli na tej drodze sami jedni. Goniec carski dowiedział się, że jakiś wóz ich poprzedza.
Zatrzymywano się tylko dla posilenia się w pocztowych zajazdach urządzonych z komfortem. Zresztą, gdzie takich brakło, wystarczało zapukać do któregokolwiek z włościańskich domków po drodze, które kupiły się tu i ówdzie przy cerkiewce swemi białemi ścianami i zielonemi dachami. Wnet na progu stawał z uśmiechem chłop i przyjmował gościa chlebem i solą, a gosposia w domu oczekiwała z samowarem. Gdyż lud tutejszy mówi: „Gość w dom — Bóg w dom“.