Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII
W górę Kamy.

Nazajutrz rankiem 18 Lipca statek przybył do przystani, oddalonej o milę od Kazani. Na brzegu tłoczyła się ludność, ciekawa nowin, złożona przeważnie z Czeremissów, Mordwy, Czuwaszów i Tatarów. Ci ostatni bądź nosili przy krótkich kaftanach czapki z okrągłemi wyłogami, przypominające tradycyjny kapelusz Piotra Wielkiego, bądź długiemi kapotami i myckami przypominali żydów polskich.
Wielkorusów na wybrzeżu było niewielu, jakkolwiek Kazań jest miastem gubernialnem, posiadającem uniwersytet rosyjski i cerkiew archierejską. Ale na przystani znaleźli się w przeważnej liczbie Azjaci, których dotknął dekret wygnania, wydany przez miejscowego gubernatora wzorem zakomunikowanego telegraficznie z guberni sąsiedniej. Oczekiwali na statek. Wysiadającymi byli tu natomiast chłopi rosyjscy, wracający do swoich osiedli.
Obaj dziennikarze, korzystając z godziny przerwy podróżnej, wyszli na brzeg. Milczący Blount rysował w karnecie typy ludzkie. Żywy Jolivet zagabywał wszystkich, notując odpowiedzi w pamięci, Strogow nie wyszedł na brzeg, nie chcąc pozostawić Liwonianki na pokładzie bez opieki.
I znowu cóś go uderzyło mocno. Grupa cyganów, którą obserwował wczoraj w pomroku, wysiadała tutaj. Zdał sobie sprawę z tego, że w dzień kryła się pod pokładem, a dopiero nocą wyległa na gó-