Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

churze, jak czarna burza, runął na strzelców Żubr Samotnik.
Huknęły strzały bezładne. Rudy Demjan padł na ziemię, jak gromem rażony, zalewając się krwią.
Ale chybiony Żubr nie uciekł. Dopadł postrzelonego chłopa i począł go miażdżyć i orać rozjuszonym łbem, i wgniatać w ziemię.
W porywie dzikiej odwagi doskoczył do zwierza syn kłusownika i zmierzył w kudłatą pierś z odległości kilku kroków. I stała się rzecz przerażająca: z ogłuszającym hukiem rozprysła się broń, zabijając na miejscu strzelca. Zatkane śniegiem, rozerwane lufy roztrzaskały mu głowę...
Żubr zaś zwrócił swą wściekłość przeciw innym łowcom, których ogarnęło dzikie przerażenie. Przypomnieli sobie legendę o Niezwalczonym. I uciekali, porzucając po drodze broń, pnąc się niezdarnie na niskie, łamiące się pod ich ciężarem, przywalone śniegiem drzewa. A Żubr doganiał ich, roztrącał, powalał, ściągał z drzew, rozgniatał, jak robactwo... Aż zmęczył się,