Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwierza stał się dalekim jękiem — inne niesamowite głosy napełniły puszczę.
W bronnych ostępach niezgłębionej kniei maruderzy armji pobitej i polujący samopas żołnierze rozpoczęli łowy na grubego zwierza, aby mięsem zdobyczy zaspokoić głód. W chronionych matecznikach przy jelenich i żubrowych paśnikach, gdzie zwierzyna ściągała z puszczy, ufna w opiekę ludzką, zaczął się krwawy ubój stworzeń nielękliwych i wierzących człowiekowi.
Polowali żołnierze jedni i drudzy. Wojna szalała nad światem, ale puszcza ciągle była niczyja. Aż rozzuchwalone tem, ciemne chłopstwo z pobliskich wsi chwyciło za broń, porzuconą przez cofające się wojska, i zwróciło ją przeciw grubemu zwierzowi puszczy. Łowy stały się rzezią i krwawem morderstwem. Nie było to już zabijanie zwierzęce — dla żeru, zabijanie, o które woła pusty żołądek. Było to zabijanie tak podłe, do jakiego zdolne jest ze zwierząt jedno jedyne: ciemny człowiek. Było to mordowanie — dla rozkoszy mordowania.