Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - Bajki.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i pełna czarów,
nie lęka się złamanych skrzydeł ni bezmiarów!

Czem były światła twe niby czarowne,
niby cudowne,
co zapalały się, kędy mrok gości,
z nakazu duchów —
aby olśniewać ludzki ród —
jeśli porównać z niemi złoty cud
elektryczności!

I czem były twe grające drzewa,
i twe śpiewające strumyki —
dziś, gdy całe powietrze, cała ziemia śpiewa
i całe niebo jest pełne muzyki!

Gdy wielka pieśń natchniona,
szczęśliwa,
z ziemi poczęta,
wniebowzięta,
leci — i spływa
radośnie
w wyciągnięte ku niej miłośnie
anten ramiona!“