Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - Bajki.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W żyłach mu krew zimna, rybia
zagrała gorącem tętnem.
A choć ryby są bezgłose
on z westchnieniem rzekł namiętnem:

„Rybko! na twój widok złoty
głos zyskałem... Kocham czule,
Łaknę, jasna, twej pieszczoty...
Śnię o tobie w szarym mule...

Tyś tu wniosła słońca promień,
słońca radość.. Rybko, te twe
blaski złote mię urzekły.
Błagam ciebie.. o twą płetwę“.

Rybka rzekła: „Karp na szaro
wcale nie jest w moim guście.
Mam dziś schadzkę z jednym rakiem
nieborakiem przy upuście...

Raka kocham. On mi daje
upominki i prezenty...“
Karp pozostał z bólu — niemy...
I wypłynął wkrótce — śnięty...



III.


Była wiosna... Toń radosna...
Zapach mięty... Żab rechoty..,