Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - Bajki.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Niema władzy, niema praw...
Same udręki...
Brak silnej ręki...
Gdy kogo skarzą — to traf“.
„Nawet kuna, nawet tchórz
staje się śmiałkiem...
Bezkarnie całkiem
porywa, dusi — i już“.

Rzekł pies: „Chociaż przysłowie głosi, że psie głosy
nie idą pod niebiosy,
jedno wam powiem
jedno bowiem
wiem:
sytuacja jest pod psem...“

Śród leśnych zwierząt powstał szloch:
te — „Ach...“ — wołają, tamte — „Och...“
„Zginął żubr...
Ginie bóbr...
Zginie łoś...
Poradzić trzeba coś...“

„Ale co? — bóbr płaczliwie rzekł... „Namysłu chwilka...
Nosił wilk razy kilka — ponieśmy dziś wilka“.
„Dobrze, dobrze,
mości bobrze...“