Strona:PL Julian Ejsmond - Antologia bajki polskiej.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo co też to za woda!!!...«
Kozioł, który tam właśnie przyszedł wody szukać
»Ej — krzyknął z góry — ej ty ryży kudła!
wara od źródła!«
I hop w dół. Lis mu na kark, a z karku na rogi,
a z rogów na zrąb i — w nogi!



PIES I WILK.


Jeden bardzo mizerny wilk, skóra a kości
myszkując po zamrozkach, kiedy w łapy dmucha,
zdybie przypadkiem brysia Jegomości,
bernardyńskiego karku, sędziowskiego brzucha.
Sierć na nim błyszczy, gdyby szmelcowana,
podgardle tłuste, zwisłe do kolana.

»A witaj panie kumie! Witaj panie brychu!
już od lat kopy o was ni widu ni słychu.
Wtedyś był mały kondlik: ale kto nie z postem,
prędko zmienia figurę!
Jakże służy zdrowie?«
»Niczego«, brysio odpowie
i za grzeczność kiwnął chwostem.
»Oj! oj!... niczego! Widać ze wzrostu i tuszy!
Co to za łeb, mój Boże, choć walić obuchem!
A kark jaki, a brzuch jaki!
Brzuch! niech mnie porwą sobaki,
jeżeli, uczciwszy uszy,
wieprza widziałem kiedy z takim brzuchem!«
»Żartuj zdrów, kumie wilku, lecz, mówiąc bez żartu
jeżeli chcesz, możesz sobie równie wypchać boki...«
»A to jak, kiedyś łaskaw?«
»Ot tak: bez odwłoki
bory i nory oddawszy czartu