Strona:PL Julian Ejsmond - Antologia bajki polskiej.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojskowy urząd sprawował
i powinności pilnował.
Słoń miał dźwigać na grzbiecie zwyczajne ciężary,
wędzonki, połcie, suchary.
Wilk zapędzać barany, koń zwozić obroki,
wielbłąd nieść piernatami napchane tłomoki.
Niedźwiedziowi kazano do szturmu drabinę
gotować, kiedy słoninę
lub syry kędy wysoko
waleczne wytropi oko.
Lisowi się dostało być szpiegiem na kury,
bo ta bestja chytra z natury
i wszystko łacno wyśledzi,
co kędy robią czubaci sąsiedzi.
Aż ktoś zawołał z poboczy,
rzuciwszy na osła oczy:
»A ten tu błazen po co? nie trzeba nam więcej
ani osłów, ani zajęcy.
Zając tchórz — zaraz uciecze,
osieł leniwy — ledwo się wlecze.
Aż król: »Owszem, niech będą oba mi w szeregu:
zając, że dobry do biegu,
będzie mi służył za sprawnego posła,
a zaś trębaczem uczynimy osła.

U mądrego Monarchy, który zna przymioty
poddanych, wszyscy zdolni do jakiej roboty.
Ten się bije, ten pisze, ten orze, ten gada,
a żaden darmo przecie z nich chleba nie zjada.



BAJKA VII.
KANARKI.


Pewny gospodarz, pan licznych folwarków,
miał w swym pokoju dwóch białych kanarków.