Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

schronienia Edyta czekała aż niepewny, lękliwy uśmiech zejdzie z jej ust, zanim wyszła także na pokład.

II

Pomysłowo zbudowany szkielet z cienkich słupów i krokwi zajmował większą część pokładu na śródokręciu. Cztery ściany tej lekkiej budowli — względnie dosyć wysokiej — zrobione były z muślinu. Skomplikowany system firanek osłaniał coś w rodzaju drzwi z cieniutkich deszczułek obciągniętych perkalem. System ów został obmyślony aby udaremnić pościg moskitów, które nawiedzały wybrzeże laguny w wielkich, śpiewnych chmarach od zachodu aż do świtu. Pokład był zasłany cienkiemi matami w obrębie przejrzystego schronienia, które Lingard i Jörgenson wymyślili by umożliwić życie pani Travers podczas tego okresu, gdy nietylko los Traversa i d’Alcacera musiał pozostać w zawieszeniu, lecz przypuszczalnie i wszystkich innych osób na pokładzie Emmy. Nieproszeni i złowrodzy goście Lingarda nauczyli się bardzo szybko sztuki, polegającej na prędkiem wchodzeniu do osłoniętego miejsca i równie szybkiem wymykaniu się. D’Alcacer robił to bez widocznego pośpiechu, prawie niedbale, lecz równie dobrze jak wszyscy inni. Przyznawano ogólnie, że nie wpuścił nigdy ani jednego moskita. Pan Travers wkradał się i wykradał bez wdzięku, i był widać mocno tą koniecznością zirytowany. Pani Trawers robiła to bardzo indywidualnie, z wielką zręcznością, jakby nie zdając sobie z tego sprawy. W środku owego schronienia stał zaimprowizowany stół i kilka foteli plecionych z wikliny, wydobytych przez Jörgensona z głębi statku. Trudno było powiedzieć, czego wnętrze Emmy nie