Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dopuszczę pana na odległość głosu do pańskiego statku. Czy mam ten klucz zatrzymać?
— Kapitanie Lingard — odezwała się nagle pani Travers. — Może byłoby lepiej wszystko panu Carterowi powiedzieć?
— Powiedzieć mu wszystko? — powtórzył Lingard. — Wszystko! Można to było zrobić wczoraj. Jeszcze wczoraj! Co ja mówię — wczoraj? Jeszcze sześć godzin temu — zaledwie sześć godzin temu miałem coś do powiedzenia. Pani tego wysłuchała. A teraz to już przepadło. Powiedzieć mu! Nie mam już nic do powiedzenia. — Spuścił głowę i stał tak czas jakiś przed panią Travers; chciała mu zaprzeczyć żywym gestem, lecz ręce jej nagle opadły. Po chwili podniósł znów oczy.
— Zatrzymaj pan klucz — rzekł spokojnie — a gdy przyjdzie czas, wystąp pan i obejmij dowództwo. Tak będzie dobrze.
— Chciałbym się jednak w tem wszystkiem połapać — mruknął ponownie Carter. — A na jak długo pan nas opuszcza, panie kapitanie? — Lingard nic nie odpowiedział. Carter czekał przez chwilę. — Więc jakże, panie kapitanie — nalegał. — Muszę przecież mieć o tem pojęcie. Jak długo to będzie trwało? Dwa, trzy dni? — Lingard drgnął.
— Dni — powtórzył. — Aha, dni. Czego pan chce się dowiedzieć? Dwa... trzy — co to ten stary mówił — — może całe życie. — Powiedział to tak cicho, że nikt prócz Cartera nie mógł ostatnich słów usłyszeć.
— Tak pan myśli? — szepnął Carter.
Lingard skłonił głowę.
— Czekaj pan tak długo jak tylko się da — a po-