Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zmusić Lingarda do opuszczenia statku znaczyło to samo, co wytrącić mu oręż z ręki.
— Czy pani rozumie co mówię? — zapytał Lingard. — Boją się mnie, gdyż umiem walczyć na tym okręcie. Lękają się brygu, ponieważ bryg i ja to jedno, gdy się na nim znajduję. Zbrojny człowiek — rozumie pani? Poza brygiem jestem rozbrojony, a beze mnie bryg nie może uderzyć. Tak myśli Daman. Nie wie jeszcze o wszystkiem, ale nie jest daleki od prawdy. Mówi sobie, że jeśli uzbroję łodzie aby szukać białych na lagunie, wówczas Illanunowie owładną z pewnością jachtem a może i brygiem. Jeśli zaś zostanę tu, na brygu, Daman zatrzyma obu białych i będzie mógł się stawiać, ile mu się spodoba. Belarab wierzy we mnie bez kwestji; ale Daman nie wierzy żadnemu człowiekowi na świecie. Nie umie poprostu nikomu zaufać, ponieważ sam ciągle coś knuje. Przybył tu aby mi pomóc i z chwilą gdy się przekonał, że mnie niema, zaczął spiskować z Tenggą. Teraz zrobił pewne posunięcie, zręczne posunięcie — znacznie zręczniejsze niż mu się zdaje. A dlaczego? Zaraz pani powiem. Dlatego że ja, Tom Lingard, nie mam na pokładzie tego brygu ani jednego białego, któremubym mógł zaufać. Ani jednego. Przed chwilą odkryłem, że mój pomocnik wbił sobie w głowę, jakobym był czemś w rodzaju korsarza. I wszyscy wasi ludzie z jachtu myślą to samo. Jak gdyby wasz jacht ściągnął na mnie jakieś przekleństwo. Nikt mi nie wierzy. Mój Boże, do czego ja doszedłem! Nawet tych dwoje — niech pani na nich spojrzy! Jakem żyw — oni wątpią o mnie! O mnie!
Wskazał na Hassima i Immadę. Dziewczyna wydawała się zalęknioną; Hassim spoglądał spokojnie i by-