Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale ja przecież muszę dostać jakieś instrukcje. Co z nami będzie? Czy mamy się bić, czy uciekać?
Lingard zatrzymał się nagle i teraz już Carter nie wątpił, że kapitan na niego patrzy. Świadczył o tem wyraźnie poważny i badawczy jego wzrok. „Aha!“ pomyślał Carter. „To nim wstrząsnęło“ — i czując, że nieśmiałość go opuszcza, skorzystał z okazji.
— Bo nie ulega kwestji, panie kapitanie, że bez względu na to co będzie, jeśli pan mnie nie weźmie na statek, zostanie pan bez oficera. Lepiej powiem panu odrazu, że wylałem stąd tego szacownego, bzikowatego, tłustego Shawa. Demoralizował całą załogę. Powiedziałem mu wczoraj, żeby poszedł i zabrał swoje manatki, bo go posyłam na jacht. Nie byłby mógł narobić większego harmidru, gdybym mu zaproponował, że go wyrzucę za burtę. Ostrzegłem go, że jeśli się nie wyniesie spokojnie, każę go związać jak barana wiezionego na rzeź. Zeszedł jednak z trapu na własnych nogach, pokazując mi pięść i obiecując, że się postara aby mię powiesili jako korsarza. Na jachcie nie może być szkodliwym. A teraz, panie kapitanie, na pana kolej rozkazywać a nie na mnie — Bogu dzięki!
Lingard odwrócił się nagle. Carter pozostał na miejscu. Po chwili usłyszał, że go kapitan woła z drugiej strony pokładu i poszedł tam z pośpiechem.
— Co to było z tym człowiekiem, którego pan znalazł wczoraj wieczorem na wybrzeżu? — spytał Lingard najłagodniejszym swym głosem. — Zdaje się, że mi pan o tem coś mówił, kiedy wróciłem na statek?
— Usiłowałem panu opowiedzieć — rzekł szczerze Carter. — Ale wkrótce dałem pokój. Pan zdawał się