Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogę. Szli samotną ścieżką między dżunglą a polankami. Towarzyszyło im dwóch dworzan, ludzi Hassima, mężów z Wajo; to też księżniczka Immada, jeśli miała po temu ochotę, mogła się kazać nieść na wzór możnych niewiast z Wajo, które nie potrzebują dotykać stopą ziemi, chyba że tak im się podoba. Księżniczka Immada była przyzwyczajona do trudów, które są udziałem wygnańców i wolała iść pieszo, ale od czasu do czasu pozwalała się nieść na krótki dystans, licząc się z uczuciami swych dworzan. Posuwali się szybko podczas rannych godzin i Hassim się spodziewał, że dotrą przed wieczorem do brzegu laguny, w pobliżu kadłuba Emmy. O południu spoczęli w cieniu, blisko ciemnej sadzawki, za którą las już się kończył i tam zetknęli się właśnie z Dżaffirem, co było dla wszystkich trojga wielką niespodzianką. Spotkanie dało im sposobność do długiej rozmowy. Dżaffir, przysiadłszy na piętach, opowiadał miarowym głosem. Słuchano go z zapartym oddechem. Relacja o bohaterskim czynie Cartera nie dotarła jeszcze do obozu Belaraba. Wieść ta wstrząsnęła Hassimem, lecz właściwy mu półuśmiech, z jakim przysłuchiwał się Dżaffirowi, nie zmienił się ani na chwilę. Natomiast księżniczka Immada krzyknęła z rozpaczą i załamała ręce. Zapadło głębokie milczenie.
Zaiste, wobec złowrogiej wielkości faktu nawet tym Malajom zabrakło słów, a Dżaffir, pochyliwszy głowę, uszanował przerażenie swego księcia. W chwilę potem, zanim ich gromadka, siedząca wokoło kilku tlejących szczap, zdołała się otrząsnąć z wrażenia, porwali się wszyscy na nogi, zaskoczeni hałaśliwem zbliżaniem się spornego oddziału. Nie zdążyli się ukryć, gdyż spostrzeżono ich odrazu. Oddział był uzbrojony,