Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mana własnowolnego wygnańca, póki dyplomatyczne zabiegi Belaraba nie wyciągnęły go z nieznanej i niewygodnej kryjówki.
W kilku słowach Lingard zapewnił Damana, że jego ludzie są w zupełnem bezpieczeństwie, o ile nie będą się starali owładnąć jachtem osiadłym na mieliźnie. Lingard rozumiał bardzo dobrze, że uwięzienie Traversa i d’Alcacera było wynikiem nagłego przestrachu; posunięciem, które Daman uczynił aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Widok jachtu tkwiącego na rewie zachwiał zupełnie jego zaufaniem. Wyglądało to, jakby tajemnica tego miejsca została wydana. Ostatecznie wiara w białego człowieka była zapewne wielkiem szaleństwem, choćby się wydawało, że ten biały wziął zupełny rozbrat ze swymi współziomkami. Daman miał wrażenie, że padł ofiarą spisku. Bryg Lingarda wydawał mu się strasznem narzędziem walki. Nie wiedział co o tem wszystkiem myśleć i chęć zdobycia zakładników była w gruncie rzeczy właściwą przyczyną pojmania dwóch białych. Daman pośpieszył oddać ich pod opiekę Belaraba, nie dowierzając dzikim popędom swych stronników. Ale wszystko w osadzie wydawało mu się podejrzanem: zarówno nieobecność Belaraba, jak i odmowa Jörgensona, który nie zgodził się mu wydać odrazu obiecanych zapasów broni i amunicji. A teraz znowu ten biały wydostał zakładników od zastępców Belaraba jedynie siłą swej wymowy. Tak wielki wpływ napełnił Damana podziwem i przerażeniem. Ten długoletni samotnik, przebywający w najbardziej zatraconym zakątku archipelagu, czuł się omotanym przez intrygi. Lecz skądinąd przymierze z Lingardem było wielką rzeczą. Nie pragnął bynajmniej kłótni. Przyjął na razie chętnie za-