Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w czarne i białe pasy spływał do stóp tego męża, który wyglądał w oddali wyniośle i tajemniczo, gdy tak stał wyprostowany niedbale, w pozie zdradzającej pewność siebie i siłę.
Lingard, pochyliwszy się zlekka, szepnął na ucho pani Travers, że ten człowiek na uboczu, górujący nad otoczeniem, to właśnie Daman, naczelny wódz Illanunów, ten sam który kazał porwać obu panów, prawdopodobnie aby zaszachować Lingarda. Te dwie barbarzyńskie, półnagie postacie — zdobne w ornamenty i talizmany, przykucnięte u jego nóg z głowami owiniętemi w czerwono-złote chusty, z prostemi mieczami wpoprzek kolan, to pangeranowie, którzy wykonali rozkaz i przywieźli jeńców na lagunę. Lecz owi dwaj ludzie w zbrojach, stojący na straży przed drzwiami małego domku, są żołnierzami z osobistej straży Belaraba i noszą taki strój tylko przy bardzo uroczystych okazjach. Jest to zewnętrzny i widomy znak, że jeńcy pozostają we władzy Belaraba, i ta okoliczność jest na razie pomyślna. Wielka szkoda że niema samego naczelnika. Rzekłszy to, Lingard przybrał ceremonjalną pozę, a pani Travers patrzyła wciąż na wielki dziedziniec i w pewnej chwili poczuła, że kręci jej się w głowie od niezliczonych twarzy, sterczących rzędami u jej nóg.
Wszelkich ruch w tłumie zamarł. Nawet oczy znieruchomiały pod pstrokacizną barwnych chust; a za otwartemi wrotami palma o szlachetnym zarysie wyglądała niezmiernie czarno na tle połyskliwej laguny i rozpalonej bladości nieba. Pani Travers, patrząc w tę stronę, dziwiła się, że Hassim i Immada są nieobecni. Lecz dziewczyna była prawdopodobnie w jednym z domków razem z kobietami ze świty Belaraba. Wtem pani