Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Opowiadano mi później następującą historję: wskutek swej nierozwagi metys doprowadził do tego, że go przywiązano za szyję powrozem z rattanu do słupa, wbitego w dziurę z błotem przed domem radży. Spędził większą część dnia i całą noc w tej niezbyt miłej pozycji, ale są wszelkie dane potemu, że owa historja była pomyślana jako coś w rodzaju żartu. Metys zamyślił się posępnie — rozpamiętywał pewno te okropne wspomnienia — poczem powiedział coś kłótliwym tonem do majtka, który szedł na rufę ku sterowi. Po chwili znów do mnie się zwrócił, oświadczając apodyktycznie i spokojnie, że zabierze tego pana do ujścia rzeki Batu Kring („miasto Patusan jest położone wewnętrznie trzydzieści mil“, jak się wyraził). Ale według niego, ciągnął dalej — a zamiast pytlować jak przedtem przybrał znużony ton pełen głębokiego przeświadczenia — według niego ten pan jest już „na podobieństwo trupa“. „Co? Co pan mówi?“ zawołałem. Przybrał przerażająco dziką podstawę i udał znakomicie, że zadaje komuś cios w plecy. „Zupełnie jak trup zesłańca“, wyjaśnił z nieznośnie zarozumiałą miną właściwą ludziom jego rasy, gdy sobie wyobrażają że dokonali czegoś niezwykle mądrego. Dostrzegłem za jego plecami Jima, który uśmiechał się do mnie w milczeniu i podniósł rękę, zatrzymując wykrzyknik na moich ustach.
— Metys, rozdęty własną wielkością, wydawał donośnym głosem rozkazy, reje obracały się, skrzypiąc, ciężki bom obrócił się z rozmachem, a my staliśmy obaj z Jimem jakby sam na sam, z lewej strony wielkiego żagla. Uścisnęliśmy sobie ręce i zamieniliśmy ostatnie spieszne słowa. Nie miałem już w sercu tej tępej urazy do Jima, która mi nie przeszkadzała przej-