Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A oni nawoływali mię aby przyjść do nich na rufę i wysłuchać spokojnie co szyper ma do powiedzenia. Z pewnością jeszcze przed wieczorem znajdzie nas jaki statek — jesteśmy na szlaku kanału Sueskiego; już teraz widać dym na północo-zachodzie“.
— „Wstrząsnąłem się okropnie, kiedym dostrzegł tę nikłą, nikłą plamkę, — ten ślad brunatnej mgły tuż nad morzem, — przez którą było widzieć granice nieba i ziemi. Krzyknąłem do nich, że usłyszę wszystko doskonale ze swego miejsca. Szyper zaczął kląć głosem chrypliwym jak krakanie kruka. Oświadczył iż nie myśli wysilać głosu dla mojej wygody. „Czy pan się boi że usłyszą pana z brzegu?“ zapytałem. Spojrzał na mnie, jakby mię chciał rozszarpać w kawały. Pierwszy mechanik poradził mu aby uległ memu kaprysowi, bo jeszcze niezupełnie dobrze mam w głowie. Szyper podniósł się w rufie niby gruby słup mięsa; zaczął mówić i mówić...“
— Jim zamyślił się. „No i co?“ rzekłem.
— „Cóż mnie to obchodziło, jaką historię postanowili wymyśleć? — zawołał niedbale. — Pozwoliłem im mówić co im się żywnie podobało. To była ich sprawa. Wiedziałem, jak się to odbyło. Nic się dla mnie zmienić nie mogło, choćby nie wiem co ludziom wmówili. A szyper gadał, dowodził — i znów gadał, i znów dowodził. Bez końca. Nagle poczułem że nogi się uginają pode mną. Osłabłem — byłem znużony — śmiertelnie znużony. Wypuściłem z ręki sterownicę i siadłem na najdalszej ławce, odwracając się do nich plecami. Miałem już tego dosyć. Wołali na mnie, pytając czy zrozumiałem; przecież to była prawda — prawda w każdem słowie! Mój Boże, była to prawda — z ich punktu widzenia. Nie odwróciłem głowy. Sły-