Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starali się wyzyskać każdą chwilę w walce o oswobodzenie tej łodzi; pełzali na czworakach, dźwigali się z rozpaczą i ciągnęli, pchali, warcząc jadowicie na siebie, gotowi zabić, gotowi płakać; od skoczenia sobie nawzajem do gardła powstrzymywał ich tylko strach przed śmiercią, która stała spokojnie nad nimi jak nieugięty dozorca o chłodnem spojrzeniu. O tak! to musiał być piękny widok. Jim widział to wszystko, i mógł o tem mówić z pogardą i goryczą; a był dokładnie o wszystkiem powiadomiony chyba zapomocą szóstego zmysłu, ponieważ przysiągł mi, że trzymał się cały czas na uboczu i nie spojrzał ani razu na nich i na łódź — ani razu. A ja mu wierzyłem. Sądzę że był zbyt pochłonięty śledzeniem niebezpiecznie pochylonego statku — groźbą zagłady odkrytą wśród najzupełniejszego bezpieczeństwa — że urzekł go miecz, wiszący na włosku nad jego romantyczną głową.
— Wszystko było nieruchome przed jego oczami; nic mu nie przeszkadzało sobie wyobrażać, jak ciemny widnokrąg nagle się wzniesie a rozległa morska równina przechyli się w górę; widział szybkie, ciche zbliżanie się przepaści, brutalny jej skok i chwyt, beznadziejną walkę, gasnące światło gwiazd, mrok zwierający się nazawsze nad jego głową, jak sklepienie grobu — bunt swego młodego życia — czarny kres. Wyobrażał sobie to wszystko! Na Boga, ktoby sobie tego nie wyobraził? A trzeba pamiętać, że Jim był skończonym mistrzem w owym szczególnym zakresie, że ten nieborak miał dar szybkiej wizji poprzedzającej wypadki. Widok, który się przed nim roztoczył, obrócił go od stóp do głów w kamień; ale w głowie kłębiły mu się gorączkowe myśli, kulawe, ślepe, nieme myśli — wir okropnych kalek. Czy nie mówiłem wam, że się