Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od pięćdziesiątego południka. Zdziwił mię kierunek jego myśli, ale teraz mocno podejrzewam, że to co mówił odzwierciadlało stan jego psychiki; w głębi ducha biedny Brierly musiał myśleć o sobie samym. Zaznaczyłem, iż szyper Patny porósł w pierze — co było ogólnie znane — i mógł prawie wszędzie zdobyć środki na podróż. Z Jimem było inaczej; rząd trzymał go na razie w Domu marynarzy, ale chłopak nie miał pewnie w kieszeni złamanego szeląga. Ucieczka przecież zawsze kosztuje.
— „Czy doprawdy? Nie, niezawsze — rzekł, śmiejąc się gorzko i dodał w odpowiedzi na jakąś moją uwagę: — No więc, niech się wpakuje dwadzieścia stóp pod ziemię i niech tam zostanie! Dalibóg! Jabym tak zrobił“. — Nie wiem dlaczego ton jego słów mię podrażnił. Rzekłem:
— „Jest w tem pewna odwaga, iż stawia czoło temu wszystkiemu, wiedząc bardzo dobrze, że gdyby się stąd zabrał, nikomuby się nie śniło za nim gonić“.
— „Do djabła z odwagą! — warknął Brierly. Ten rodzaj odwagi jest do niczego, jeśli chodzi o utrzymanie pewnej linji w życiu, i tyle o nią dbam co o zeszłoroczny śnieg. Gdyby mi pan powiedział, że gra tu rolę pewne tchórzostwo, miękkość charakteru... Wie pan co, złożę dwieście rupij, jeśli pan doda do nich jeszcze sto i postara się, żeby ten chłopiec zwiał jutro wczesnym rankiem. Pomimo wszystko jest jednak gentlemanem — on to zrozumie. Musi zrozumieć! Ta piekielna sprawa toczy się publicznie i zbyt jest gorsząca. On siedzi tam, a ci wszyscy przeklęci krajowcy, serangowie, laskarowie, podoficerowie składają takie zeznania, że człowiek pali się poprostu ze wstydu. To jest ohydne. Więc pan nie uważa tego za ohydne,