Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzką głupotę i łatwowierność, cyniczny, bezczelny żargon, w którym jawnie się ludzi nabiera, zapewniając przytem że gra jest rzetelna, wszystko to przyprawia o mdłości z obrzydzenia. Uczciwa gwałtowność przeciętnego człowieka, co gra w uczciwe karty — nawet jeśli chce nam dać po łbie — może się wydać rażąca, ale nie wykracza poza obręb przyzwoitości. Wyrządza człowiekowi szkodę, ale go nie obraża. Można czuć pewien szacunek dla uczciwości, choćby się jej skutki odczuwało dotkliwie na swej niegodnej skórze. Ale jest oczywiste, że nieprzyjaciela tego rodzaju nie osaczy się tłumaczeniem, nie udobrucha się wymówkami. Gdybym usiłował wysunąć swą młodość, jako usprawiedliwienie dla naiwności przebijającej z tych kart, ów krytyk odpowiedziałby zapewne: „Bzdury“! i kropnąłby półtorej kolumny wściekłego druku. A przecież pisarz nie jest starszy od pierwszej swej książki; niezależnie od błahych oznak starzenia się, które towarzyszą nam w tem doczesnem życiu, stoję tu w wieńcu krótkich piętnastu wiosen na czole.
Tedy zważywszy, że w tak młodym wieku pewna naiwność uczuć i wysłowienia się jest dopuszczalna, stwierdzam iż w gruncie rzeczy mój poprzedni etap życia nie był dobrem przygotowaniem do literackiej karjery. Może nie należy tu użyć przymiotnika: literackiej. To słowo przywodzi na myśl poufne stosunki z literaturą, a także rodzaj umysłu i sposób czucia, do których rościć pretensji nie mogę. Ja tylko kocham literaturę; ale ta miłość jeszcze nie pasuje na literata, tak jak miłość do morza nie wystarcza aby być marynarzem. I bardzo jest możliwe, że kocham literaturę w ten sam sposób, w jaki literat kocha morze, na które z brzegu spogląda — ów teren wielkich wysił-