Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mej gospodyni, dziewczyna o spokojnej, bladej twarzy, pojawiła się we drzwiach i spojrzała na mnie pytająco. Od niejakiego czasu na dzwonki moje ukazywała się zawsze córka gospodyni. Wspominam z dumą o tym drobnym fakcie, ponieważ dowodzi to, że w ciągu trzydziestu czy czterdziestu dni mego pobytu w pensjonacie wywarłem korzystne wrażenie. Od dwóch tygodni z górą oszczędzano mi nieprzyjemnego widoku domowej niewolnicy. Pokojówki na Bessborough Gardens zmieniały się często, ale — wysokie czy niskie, blondynki czy brunetki — były zawsze nieporządnie ubrane i dziwnie rozczochrane, jakby (trawestuję czarodziejską bajkę) kotka z popielnika przeobraziła się w służącą. Chwaliłem sobie bardzo ten przywilej korzystania z usług córki mej gospodyni. Była schludna lecz anemiczna.
— Może pani sprzątnie to zaraz ze stołu? — zapytałem przerywanym głosem, gdyż jednocześnie usiłowałem rozpalić fajkę. Przyznaję że żądanie moje było niezwykłe. Wstając od śniadania, siadywałem zazwyczaj z książką u okna i wszystko mi było jedno kiedy się sprzątnie ze stołu. Ale czytelnik jest w błędzie, jeśli przypuszcza że się niecierpliwiłem. Pamiętam iż byłem zupełnie spokojny. W gruncie rzeczy nie wiedziałem że chcę pisać, lub zamierzam pisać, lub że wogóle mam coś do napisania. Nie, nie byłem niecierpliwy. Wałęsałem się między kominkiem a oknem, nie zdając sobie nawet sprawy, iż czekam na sprzątnięcie ze stołu. Było więcej niż prawdopodobne, że zanim córka gospodyni skończy sprzątać, wezmę książkę i zasiądę do czytania na cały ranek w nastroju miłego rozleniwienia. Twierdzę to z całą stanowczością, choć zapomniałem jakie książki leżały wtedy na stole.