Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na miłość Boską, panie Bobrowski, niech pan dopilnuje aby pańska siostra punktualnie tego dnia odjechała. Niechże pan mnie nie naraża na takie postępowanie wobec kobiety, która w dodatku należy do pańskiej rodziny. Poprostu nie mogę znieść tej myśli.
Załamał dosłownie ręce. Mój wuj spojrzał na niego, milcząc.
— Dziękuję panu za ostrzeżenie. Zapewniam pana, że nawet jeśli moja siostra będzie umierająca, wyniesiemy ją do powozu.
— Tak — bo naprawdę, cóż to za różnica, jechać do Kijowa, zamiast do męża z powrotem. Gdyż musiałaby wyjechać — żywa czy martwa. I niech pan sobie zapamięta, panie Bobrowski, że oznaczonego dnia muszę tu być na miejscu, nie dlatego abym wątpił o pana obietnicy, ale dlatego że muszę. Nie mogę tego nie zrobić. Obowiązek. Swoją drogą mój zawód to teraz poprostu psia służba, od czasu jak niektórzy z was Polaków upierają się przy buncie, a wszyscy za to cierpieć musicie.
Oto przyczyna, dla której siedział tam naczelnik policji w otwartym powozie stojącym między domem a wielką bramą. Żałuję że nie umiem wymienić jego nazwiska aby je wydać na pogardę wszystkich tych, co wierzą w święte prawa zdobywców — nazwiska tego stróża carskiej potęgi, który godzien jest nagany za swą uczuciowość. Natomiast mogę podać nazwisko generałgubernatora, który podpisał rozkaz i dodał na marginesie własnoręczną notatkę: „Wypełnić wszystko co do joty“. Ten pan nazywał się Bezak. Wysoki dygnitarz, energiczny urzędnik, był przez jakiś czas bóstwem rosyjskiej prasy patrjotycznej.
Każda generacja ma swoje wspomnienia.