Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 402.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doktorzy mówią, że będzie żyć. Ale sądziłem, że Tekla...
— Tekla nie była u mnie od kilku dni — przerwała panna Haldin spiesznie. — Ponieważ nigdy nie chciałam iść z nią do szpitala, myśli, że nie mam serca. Rozczarowała się do mnie.
I panna Haldin uśmiechnęła się blado.
— Tak. Tekla przesiaduje przy nim tak długo i tak często, jak tylko jej pozwolą — rzekłem. Powiada, że już go nigdy nie opuści, nigdy, dopóki żyć będzie. A on będzie potrzebował kogoś, bezradny kaleka, a w dodatku głuchy jak pień.
— Głuchy jak pień? Nie wiedziałam — szepnęła panna Haldin.
— Tak jest. I to nawet dziwne, bo jak mi mówiono, głowa nie poniosła żadnych widocznych obrażeń. Powiadają również, że nie pożyje tak długo, by Tekla mogła się nim opiekować.
Panna Haldin wstrząsnęła głową.
— Dopóki tylko znajdą się przechodnie gotowi do padania pod tramwaje, naszej Tekli zajęcia nie zabraknie. Ona jest samarytanką z powołania. Rewolucjoniści nie rozumieją i nie oceniają jej. Pomyśl pan tylko, żeby zdolną do takich poświęceń istotę używano do przewożenia zaszytych w suknię dokumentów, lub do pisania pod dyktandem!
— Tak; przenikliwość jest rzadką rzeczą na tym świecie.
Zaledwie wypowiedziałem tę uwagę, już jej pożałowałem. Natalja Haldin, patrząc mi prosto w twarz, przyświadczyła lekkiem skinieniem głowy. Nie obraziła się, lecz zaczęła chodzić po pokoju, a moim oczom Zachodnim wydało się, że oddala się coraz bardziej ode mnie, że już nie zdo-