Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 376.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Welon wysunął się jej z rąk; załamała dłonie rozpaczliwie.
— I skończy się na tem, że go zobaczy! — wykrzyknęła.
Razumow poniósł szybko głowę i objął ją przeciągłem, zamyślonem spojrzeniem.
— Hm! To jest bardzo możliwe! — mruknął jakimś szczególnym tonem, jak gdyby wyrażając swój pogląd na coś dowiedzionego. — Ciekawy jestem, co...
Urwał nagle.
— A wtedy będzie po wszystkiem. Umysł jej obłąka się zupełnie, a za nim pójdzie dusza.
Panna Haldin rozplotła ręce i opuściła je wzdłuż ciała.
— Tak pani sądzi? — zapytał z przejęciem.
Usta panny Haldin rozchyliły się zlekka. Coś niepojętego i nieoczekiwanego w charakterze tego młodzieńca oczarowało ją od początku.
— Nie! Widma zmarłych nie przynoszą ani prawdy, ani pociechy — dodał po ważkiej przerwie. — To ja mogłem jej powiedzieć coś prawdziwego; naprzykład, że brat pani chciał się ratować ucieczką. Co do tego nie może być żadnej wątpliwości. Ale nie uczyniłem tego.
— Nie uczynił pan tego. Czemu?
— Nie wiem. Inne myśli przyszły mi do głowy — odpowiedział. Wyglądał tak, jak gdyby śledził siebie wewnętrznie, jak gdyby starał się liczyć uderzenia własnego serca, podczas gdy oczy jego nie schodziły z twarzy panny Haldin. — Pani nie było — ciągnął dalej. — Postanowiłem nigdy już więcej nie widzieć pani.
Te słowa zatamowały jej na chwilę oddech w piersiach.