Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 372.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lej, z takim wyrazem twarzy, jak gdyby patrzył na swoje serce, leżące ciężko jak kamień w tej nieogrzanej piersi, o której mówił. — Nie. Nie jest twarde. Ale jak dowieść tego, co mi pani przypisuje? — A! to inna rzecz. Nikt nigdy czegoś podobnego ode mnie nie żądał. Nikt, komu moja tkliwość byłaby się na coś przydała. A teraz pani przychodzi. Pani! Teraz! Nie, Nataljo Wiktorówno! Już za późno. Przychodzi pani za późno. Nie spodziewaj się niczego ode mnie.
Panna Haldin cofnęła się trochę, chociaż on się nie poruszył, jak gdyby dostrzegła w jego twarzy zmianę, nadającą jego słowom znaczenie ukrytego uczucia, które oboje dzielili. Dla mnie, milczącego widza, wyglądali jak ludzie, którzy nagle uświadamiają sobie czar, jaki owładnął nimi od chwili, gdy się ujrzeli po raz pierwszy. Gdyby jedno z nich spojrzało było w moją stronę, byłbym spokojnie otworzył drzwi i wyszedł. Ale nie uczynili tego, więc zostałem, czując się zupełnie zwolniony z zarzutu niedyskrecji w mojej bezgranicznej obcości i oddaleniu od obejmujących ich ciemnych horyzontów rosyjskich zagadnień, jakby będących więzieniem ich spojrzeń, ich uczuć, ich dusz.
Szczera, odważna panna Haldin opanowała swój głos wśród tego pomieszania.
— Co to może znaczyć? — spytała, jak gdyby mówiąc do siebie.
— To może znaczyć, że pani oddaje się mrzonkom, podczas gdy ja zdołałem pozostać w rzeczywistości życia — naszego rosyjskiego życia.
— Ta rzeczywistość jest okrutna — szepnęła.
— I brzydka. Niech pani nie zapomina o tem — i brzydka. Niech pani spojrzy, gdzie zechce. Dokoła siebie, blisko,