Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 367.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uspokojenie w pisaniu swego równie tajnego dziennika. Wiedział doskonale o niebezpieczeństwie takiego folgowania sobie. Wspomina o tem sam, ale nie mógł się powstrzymać. To mu sprawiało ulgę; godziło go z losem. Siadł więc i pisał przy świetle jednej świecy, aż przyszło mu na myśl, że usłyszawszy ową wersję o aresztowaniu Haldina, tak jak ją Zofja Antonowna podała, powinien powtórzyć ją sam tym paniom. Z pewnością dowiedzą się o tem z jakiego innego źródła, a wtedy jego milczenie może się wydać dziwnem nietylko matce i siostrze Haldina, ale i innym także. Doszedłszy do takiego wniosku, nie odkrył w sobie żadnego wyraźnego wstrętu do poddania się tej konieczności i wnet zaczęła go dręczyć chęć skończenia z tem jak najprędzej. Spojrzał na zegarek. Nie; nie było jeszcze za późno.
Te piętnaście minut, jakie spędził z panią Haldin, były dlań jakby zemstą Niewiadomego: ta biała twarz, ten słaby, wyraźny głos, ta głowa zrazu żywo ku niemu zwrócona, a po chwili znów opadająca na piersi i nieruchoma — w przyćmionem świetle tego pokoju, w którym słowa jego, pomimo że starał się mówić głosem stłumionym, dźwięczały tak donośnie — wszystko to wstrząsnęło nim jak gdyby jakieś dziwne odkrycie. Było coś tajemniczo upartego w tym bólu, coś czego nie mógł zrozumieć, a w każdym razie coś, czego się nie spodziewał. Czy było to mu wrogie? Nie dbał o to. Nic mu już teraz zaszkodzić nie mogło; w oczach rewolucjonistów nie było teraz żadnego cienia na jego przeszłości. Widmo Haldina pozostało za nim bezsilne i bierne na zaśnieżonym bruku. A to była matka tego widma, strawiona bólem i biała jak upiór. Ogarnęło go jakieś litosne zdziwienie. Ale to oczywiście było bez znaczenia. Mniejsza o matkę. Nie mógł się jednak otrząsnąć z przejmującego wrażenia, jakie na nim sprawiał widok tej milczącej, spokojnej, biało-