Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 351.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go w tem powiedzeniu, ani żadnej przesady uczucia. I rzekłem bez wahania:
— Bardzo dobrze; ale jak?
Było to również bardzo słusznie, że pomyślała o mnie, ale cóż mogłem uczynić w mojej nieświadomości miejsca zamieszkania Razumowa.
— I pomyśleć, że on tu może mieszkać gdzie blisko, że kamieniem możnaby do niego dorzucić! — wykrzyknęła panna Haldin.
Wątpiłem w to; ale byłbym poszedł po niego chętnie na drugi koniec Genewy. Przypuszczam, że była pewną mojej gotowości, skoro pierwszą jej myślą było zwrócić się do mnie. I zresztą szło jej o to, żebym jej towarzyszył do Château Borel.
W wyobraźni mojej powstała przykra wizja tej posępnej wędrówki: ponury, podejrzany wygląd tego domu, siedliska czarnoksięstwa, intryg i kultu feministycznego. Zauważyłem, że pani de S— również zapewne nie będzie nam mogła udzielić żadnych wskazówek, a co do tego, żebyśmy go tam zastali, było to nader wątpliwe. Przypomniało mi się, jak wyglądał, gdym go spotkał, i nabrałem przekonania, że człowiek wyglądający, jak gdyby zobaczył umarłego, mógł iść tylko tam, gdzie zamknąłby się na cztery spusty, by go ludzkie oko nie widziało. I byłem dziwnie pewny, że szedł do swego mieszkania.
— Właśnie myślałam o Piotrze Iwanowiczu — rzekła panna Haldin spokojnie.
A! Ten oczywiście będzie wiedział. Spojrzałem na zegarek. Było dopiero dwadzieścia minut po dziewiątej... Jednakże...
— Trzebaby go poszukać w hotelu — zaproponowałem. — Wiem, że mieszka w Kosmopolitanie, gdzieś na najwyższem piętrze.