Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 321.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzajem histerji, od której trzeba bronić masy. Wszak pan się zgadza na to bez zastrzeżeń? Bo widzi pan, Cyrylu Sidorowiczu, bierność, wstrzemięźliwość w pewnych okolicznościach stają się czemś bardzo bliskiem zbrodni politycznej. Starożytni Grecy rozumieli to doskonale.
Razumow, słuchający z bladym uśmiechem, zapytał wręcz radcy Mikulina, czy to ma znaczyć, że on, Razumow, będzie zostawał pod dozorem?
Wysoki urzędnik nie obraził się o to cyniczne zapytanie.
— Nie, Cyrylu Sidorowiczu — odpowiedział poważnie, — nie mam zamiaru rozciągać nad panem dozoru.
Razumow, podejrzewając kłamstwo, usiłował ujawnić jak największą swobodę umysłu przez krótki czas, jaki trwała jeszcze ta rozmowa. Radca Mikulin wyrażał się w sposób potoczny z rodzajem chytrej prostoty. Razumow wywnioskował, że dotrzeć do dna tego umysłu było czystem niepodobieństwem. Wielki niepokój przyśpieszył bicie jego serca. Dygnitarz, wyszedłszy z poza swego biurka, podał mu rękę.
— Żegnam pana, panie Razumow. Dojście do porozumienia pomiędzy ludźmi inteligentnymi jest zawsze pomyślną okolicznością. Nieprawdaż? A oczywiście, ci panowie buntownicy nie mają monopolu na inteligencję.
— Sądzę, że nie będę już potrzebny? — Razumow zadał to pytanie, podczas gdy ręka jego spoczywała jeszcze w uścisku radcy Mikulina. Ten puścił ją powoli.
— To, panie Razumow — rzekł z wielką powagą, — może być tak lub nie. Bogu jednemu wiadoma jest przyszłość. Ale mogę zapewnić pana, że nigdy nie myślałem o rozciąganiu dozoru nad panem. Jesteś pan młodzieńcem o wysoce niezależnym charakterze. Tak. Odchodzisz pan