Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 294.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co nie istnieje. Dlaczego? Wyrzuty pan sobie czyni? czy co? To nie ma sensu. Przecież nie mógł pan iść i oddać się im sam w ręce, dlatego, że pańskiego towarzysza złapali.
I zaczęła przekładać mu rozsądnie i obszernie, że nie miał powodu skarżyć się na sposób, w jaki go przyjęto. Każdego trzeba było wyrozumieć do gruntu, nim go przyjęto. Owszem, nikomu, o ile mogła zapamiętać, nie okazano od początku tyle zaufania. Niezadługo, bardzo niezadługo, może wcześniej niż się spodziewa, dadzą mu sposobność wykazania poświęcenia świętej sprawie zmiażdżenia Sromoty.
Razumow, słuchając spokojnie, myślał:
— Chce może uśpić moje podejrzenia. Chociaż, z drugiej strony, nie ulega wątpliwości, że większość ich — to głupcy.
Postąpił parę kroków na bok i, skrzyżowawszy ręce na piersiach, oparł się o kamienny portal bramy.
— Co się tyczy tego, co pozostało ciemnem w losie tego biednego Haldina — zaczęła zwolna Zofja Antonowna, a każde jej słowo było dla Razumowa kroplą roztopionego ołowiu, kapiącą mu jedna po drugiej na czaszkę — co się tyczy tego, chociaż nikt ani na chwilę nie przypisywał ci najmniejszej winy z niedbalstwa, albo tchórzostwa wypływającej — to, mam niejakie wskazówki.
Razumow mimo woli podniósł na nią oczy; Zofja Antonowna skinęła lekko głową.
— Mam. Pamiętasz ten list z Petersburga, o którym wspominałam przed chwilą?
— List? Doskonale. Jakiś żarliwiec opisywał moje zachowanie się w pewien dzień. To przecież aż się niedobrze robi. Wyobrażam sobie, jak się nasza policja cieszy, otwierając te zajmujące i... i... zbyteczne listy.