Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tchnieni, gdy wam się uda wyzwolić z waszej męskiej próżności i tchórzostwa, wtedy żadna z nas dorównać wam nie może. Tylko... tak się to rzadko trafia... A tymczasem najgłupsza kobieta może zawsze przydać się na coś. A dlaczego? Dlatego, że nami rządzi namiętność... nienasycona namiętność... Chciałabym wiedzieć, czemu on się tak uśmiecha.
— Nie uśmiecham się — zaprzeczył Razumow posępnie
— Proszę! A jakże nazwć te miny, jakie pan wyrabia? O! wiem! Wy, mężczyźni, umiecie kochać tu, nienawidzieć tam, owdzie czegoś pożądać! Ale my, kobiety, kochamy się w samem uczuciu miłości i nienawiści, i w pożądaniu. I dlatego nie tak łatwo zamydlić nam oczy, jak wam, mężczyznom. W życiu, widzisz, niewiele jest do wyboru. Trzeba albo zgnić, albo spłonąć. A każda z nas, wymalowana, czy niewymalowana, woli raczej spłonąć niż zgnić.
Mówiła energicznie, ale tonem treściwego rozumowania. Myśl Razumowa pobiegła znów własnym szlakiem, poza pręty bramy, lecz nie poza sprawność słuchu. Zanurzył ręce w kieszenie paltota.
— Zgnić lub spłonąć. Potężnie określone. Wymalowana, czy niewymalowana! Świetnie. Wymalowana lub... Powiedz mi, pani, ona musi być wściekle o niego zazdrosną?
— Kto? Co? Baronowa? Eleonora Maksymówna? Zazdrosna o Piotra Iwanowicza! Wielkie nieba! Czy to nad takiemi rzeczami zastanawia się umysł męski? Ależ to nie do pomyślenia!
— Dlaczego? Czy stara bogaczka nie może być zazdrosną? A może to są tylko owe czyste duchy?
— Skąd panu takie pytanie przyszło do głowy? — zdziwiła się rewolucjonistka.