Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 268.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odpowiedziała na to pytanie i stali w milczeniu, jak gdyby ociągając się z rozstaniem.
— Otóż to prawdziwie męska logika — szepnęła wreszcie. — Jak gdyby można było powiedzieć, skąd komu przychodzi wiara. — Jej cienkie Mefistofelesowskie brwi poruszyły się zlekka. — Doprawdy, są miljony ludzi w Rosji, którzy pozazdrościliby życia psom w tym tu kraju. Wstyd i zgroza przyznać się do tego nawet pomiędzy nami. Więc trzeba wierzyć przez litość. Tak dłużej trwać nie może. Nie! Tak dłużej trwać nie może. Od dwudziestu lat jeżdżę i wracam, nie oglądając się ani na prawo ani na lewo. Czemu pan się uśmiecha? Jesteś dopiero u początku. Zaczął pan dobrze, ale poczekaj, aż rozdepcesz twoje własne ja na miazgę w ciągłych wędrówkach. Bo do tego się dochodzi. Musisz rozdeptać każdą cząsteczkę twoich uczuć, a stanąć nie możesz, nie powinieneś. Ja także byłam młodą — — ale może pan myśli, że się skarżę?
— Nic podobnego nie myślę — zaprzeczył Razumow obojętnie.
— O! z pewnością, ty wyższy człowieku! Nie dbasz o to.
Zanurzyła znowu palec w pukle włosów z lewej strony, wskutek czego tyrolski kapelusz wyprostował się jej na głowie. Ściągnęła pod nim brwi badawczo, bez gniewu. Razumow odwrócił twarz niedbale.
— Wy, mężczyźni, wszyscy jesteście jednacy — mówiła dalej. — Szczęście bierzecie za zasługę. I czynicie to w dobrej wierze. I dlatego nie będę zbyt surową dla ciebie. To twoja męska natura. Wy, mężczyźni, jesteście śmiesznie godni współczucia w waszej zdolności do pielęgnowania złudzeń aż do grobu. Jest pomiędzy nami wielu, którzy byli w robocie przez piętnaście lat bez przer-