Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 254.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekła, zmieniając układ zdania, lecz z tą samą śmieszną stanowczością.
— Istotnie? — Razumow wzruszył zlekka ramionami.
Chciał już wyminąć ją z ukłonem, gdy nagle uderzyła go pewna myśl.
— Tak. Z pewnością. Na pani stanowisku musi pani wiedzieć wiele rzeczy — szepnął, patrząc na kota.
„Dama do towarzystwa“ obdarzyła kota przelotną pieszczotą.
— Wszystko stało mi się jasnem od dawna — rzekła.
— Wszystko — powtórzył Razumow mechanicznie.
— Piotr Iwanowicz jest straszliwym despotą! — sarknęła.
Razumow w dalszym ciągu wpatrywał się w popielate, centkowane futerko kota.
— Żelazna wola jest nieodłączną cechą takich charakterów. Jakże bez tego mógłby być przywódcą. Ale sądzę, że pani się myli!...
— Otóż to! — wykrzyknęła. — Pan mi mówi, że ja się mylę. Ale mówię panu, że on nie dba o nikogo. — Wyrzuciła głowę wgórę. — Nie przyprowadzaj pan tutaj tej dziewczyny. Wszak to panu kazano uczynić: przyprowadzić ją tutaj. Niechże więc mnie pan posłucha. Uwiąż jej lepiej kamień u szyi i wrzuć ją do jeziora.
Razumowowi uczyniło się nagle zimno i jak gdyby czarna chmura przesłoniła słońce.
— A cóż ja mam z nią wspólnego? — rzekł.
— Ale powiedziano panu, żeby pan przyprowadził Natalję Haldin? Czy nie mam racji? Oczywiście, że mam. Nie byłam w pokoju, ale wiem. Znam dostatecznie Piotra Iwanowicza. To wielki człowiek. Wielcy ludzie są straszni.