Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moje słowa. Dość na tem. Oto stoję przed panem wyspowiadany. Ale jedno jeszcze muszę dodać dla uzupełnienia: nigdy nie zgodzę się być ślepem narzędziem.
Razumow mógł być przygotowany na wiele rzeczy, tylko nie na to, że wielki feminista uchwyci obie jego ręce. Ruch ten był tak szybki, że można się go było przestraszyć, bo równie dobrze mógł być objawem serdeczności, jak zdradzieckiem zepchnięciem Razumowa ze schodów i wpakowaniem go do ciemnej nory, w jakie ten dom o tylu zamkniętych drzwiach zdawał się obfitować. Myśl ta nasunęła się nawet Razumowowi, i gdy krępy feminista puścił jego ręce po milczącym uścisku, serce młodzieńca biło jak młotem, lecz uśmiechnął się, patrząc prosto w brodę i okulary, kryjące tego nieprzeniknionego człowieka. I równocześnie Razumow pomyślał (jest to zapisane wyraźnie w jego pamiętniku):
— Nie ruszę się stąd, dopóki albo nie przemówi, albo nie odejdzie. To pojedynek.
Minęła długa chwila milczenia.
— Tak, tak, — rzekł wielki mąż spiesznie, głosem przyciszonym, jak na jakiej potajemnej, ukradkowej schadzce. — Właśnie. Przyjdź do nas za parę dni. Musimy to przetrawić obaj do gruntu... do gruntu. Ale, ale, musisz przyprowadzić Natalję Wiktorównę... Wiesz, siostrę Haldina.
— Czy mam to uważać za pierwsze pańskie zlecenie? — zapytał Razumow sztywno.
Piotr Iwanowicz stropił się trochę tem nowem zachowaniem się młodzieńca.
— Hm! Hm!... Pan oczywiście jest najodpowiedniejszym... la personne indiquée. Wszyscy będą potrzebni wkrótce... wszyscy.