Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed którą rzeki rozstąpią się, jak Jordan, a twierdze padną, jak mury Jerychońskie. Plagi, klęski, cuda i wojny dokonają dzieła wyswobodzenia. Kobiety...
— Eleonoro!
Umilkła; usłyszała go nakoniec. Przycisnęła rękę do czoła.
— Co takiego?... Ach, tak!... Ta dziewczyna... siostra...
Miała na myśli pannę Haldin. Te panie prowadziły bardzo odosobniony tryb życia. W Rosji mieszkały na prowincji, nieprawdaż? Matka miała być bardzo piękną; pozostały jeszcze ślady. Piotra Iwanowicza uderzyło to poprostu, gdy odwiedził je po raz pierwszy. Ale przyjęły go tak zdumiewająco chłodno...
— Jego! naszą chlubę narodową! — wykrzyknęła pani de S— z nagłem uniesieniem. — Cały świat go uwielbia!...
— Nie znam tych pań — rzekł Razumow głośno, wstając z krzesła.
— Co pan mówi, Cyrylu Sidorowiczu! Przecież, jak słyszę, rozmawiał pan tu z nią w ogrodzie, któregoś dnia?
— Tak; w ogrodzie — rzekł Rozumow posępnie. Potem dodał z wysiłkiem:
— Sama mi się przedstawiła.
— A potem uciekła od nas wszystkich — ciągnęła dalej pani de S— z upiorną żywością. — Przyszedłszy tu, do samych drzwi. Co za szczególne postępowanie! Ja sama byłam kiedyś nieśmiałą, prowincjonalną gąską. Tak, Razumowie (temu poufałemu zwrotowi towarzyszył taki przerażający grymas rzekomej serdeczności, że Razumow aż się wzdrygnął), tak. Pochodzę z przeciętnej rodziny prowincjonalnej.
— Ty, Eleonoro, jesteś wyjątkową istotą — wygłosił Piotr Iwanowicz najgłębszym basem.