Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 234.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cone białe i czarne tafelki posadzki, kroki ich odbijały się słabem echem. Wielki feminista poprowadził swego towarzysza na górę. Na balustradzie przęsła pierwszego piętra spoczywał dnem do góry wysoki, błyszczący kapelusz naprzeciwko podwójnych drzwi salonu, o którym mówiono, że go nawiedzały wywoływane duchy i do którego uczęszczali zbiegli rewolucjoniści. Popękany biały lakier i wypełzłe złocenia tych podwoi nie nasuwały przybyszowi żadnych innych obrazów prócz kurzu i pustki. Przed naciśnięciem masywnej, mosiężnej klamki, Piotr Iwanowicz obrzucił swego młodego towarzysza wpół krytycznem, wpół przygotowawczem spojrzeniem.
— Nikt nie jest doskonałością — szepnął dyskretnie, w taki sposób, w jaki posiadacz rzadkiego klejnotu ostrzegałby profana przed otwarciem puzderka, że żadna perła może nie jest bez skazy.
Stał z ręką na klamce dopóki Razumow nie przytaknął mu w zamyśleniu.
— Doskonałość sama nie sprawiałaby tego wrażenia — ciągnął dalej Piotr Iwanowicz — w świecie, który nie jest do tego przeznaczony. Ale znajdziesz tu umysł — nie! kwintesencję kobiecej intuicji, wnikającej w każdy najskrytszy zakątek cierpiącej duszy nieprzepartą siłą sympatji. Nic nie może pozostać ciemnem przed tą... tą natchnioną, tak, natchnioną przenikliwością, tem prawdziwem światłem kobiecości.
Spojrzenie ciemnych okularów w swej szklistej nieruchomości nadawało jego twarzy wyraz bezwzględnego przekonania. Razumowa jakby coś odepchnęło od tych drzwi zamkniętych.
— Przenikliwość? Światło! — wyszeptał... — Czy ma pan na myśli rodzaj jasnowidzenia?