Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 224.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanowczo, Razumow nie miał się pokazać tego dnia. Niepojęty młodzieniec!...
Ale w niespełna godzinę potem, przechodząc placem Mollard, dostrzegłem go w tramwaju Południowego Brzegu.
— Jedzie do Château Borel — pomyślałem.

........................

Wysadziwszy Razumowa u bramy Château Borel, o jakieś pół mili od miasta, tramwaj podążał dalej pomiędzy dwoma szeregami cienistych drzew. Wpoprzek drogi, w słońcu, krótka drewniana grobla sterczała nad płytką, bladą wodą, która dalej przybierała mocno błękitny kolor, nieprzyjemnie odbijający od zielonych regularnych pochyłości przeciwległego brzegu. Cały ten krajobraz z przystaniami z białego kamienia, podkreślającemi szaro-ciemny front miasta na lewo, i rozległą przestrzeń wody na prawo, ze sterczącemi z niej przylądkami bez żadnego charakteru, błyszczący i bezduszny, sprawiał wrażenie bardzo świeżego oleodruku. Razumow odwrócił się od niego z pogardą. Wydał mu się wstrętnym w swem nieuduchowionem wykończeniu; upostaciowaniem mierności, osiągniętej po całych wiekach trudów i kultury. I odwróciwszy się, stanął nawprost wejścia do Château Borel.
Kraty środkowej drogi i żelazna, ażurowa arkada pomiędzy kamiennemi słupami, poplamionemi pleśnią, były bardzo zardzewiałe; i choć świeże ślady kół biegły pod nią, brama wyglądała tak, jak gdyby jej już od dawna nie otwierano. Ale tuż obok domu, budowanego z tego samego szarego kamienia co słupy, było małe, boczne wejście. Kraty jego były również zardzewiałe, a same drzwi uchylone, wyglądały, jakby już od dawna nie były zamy-