Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mogła być uraza. Tak. Ale o co? Wyglądał, jak gdyby nie wysypiał się w ostatnich czasach. Czułem prawie na sobie ciężar jego zmęczonego, nieruchomego spojrzenia, spojrzenia człowieka, który leży z otwartemi oczami w ciemności, gniewnie bierny w udręce okropnych myśli. Teraz, gdy wiem, jak dalece było to prawdziwe, mogę szczerze zapewnić, że takie właśnie sprawił na mnie wrażenie. Było ono przykre, w szczególnie nieokreślony sposób, bo, oczywiście, określić mogę je dopiero teraz, gdy siedzę, pisząc w pełni świadomości. Ale takie wrażenie odniosłem w owym czasie całkowitej niewiedzy. Starałem się jednak otrząsnąć z tego niepokoju, jakim mnie napełniał, przybierając ton swobodnej pogawędki.
— Ta wyjątkowo urocza i zachwycająca osóbka (jestem, jak pan widzisz dość starym, by sobie pozwolić na taką szczerość wyrażeń) miała na myśli swoje własne uczucia. Tyle chyba musiałeś pan zrozumieć?
Żachnął się tak gwałtownie, że się aż zachwiał.
— Muszę zrozumeć to! Nie mogę zrozumieć tamtego. Mogę mieć co innego na głowie. A osóbka jest uroczą i zachwycającą. No i cóż z tego? Sam to chyba potrafię ocenić.
Ta odpowiedź byłaby obelżywą, gdyby głos jego nie był tak wyczerpany i wychodzący z zaschniętego gardła; wysiłek, z jakim mówił, był zbyt bolesny, żeby się można było obrazić.
Milczałem, walcząc z chęcią odejścia niezwłocznie a poczuciem tej odpowiedzialności, jaką mnie obciążyło ostatnie spojrzenie panny Haldin.
Po chwili namysłu rzekłem:
— Może przeszlibyśmy się trochę razem?
Wzruszył ramionami tak gwałtownie, że zachwiał się znowu. Widziałem to kącikiem oka, gdy zacząłem iść obok