Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cych za jej wyprostowaną, giętką postacią, oddalającą się prędko. Chód jej nie był tem niepewnem, ślizgającem się posuwaniem, jakie przybierają niektóre kobiety, lecz był to szczery, silny, zdrowy ruch naprzód. Odległość zwiększała się szybko i wreszcie panna Haldin zniknęła nagle. Wtedy dopiero spostrzegłem, że Razumow, nasunąwszy dobrze kapelusz na czoło, ogląda mnie od stóp do głowy. Wnioskuję, że byłem dla tego młodego Rosjanina zgoła niespodziewanym okazem. W jego twarzy, w jego całem zachowaniu się odkryłem wyraz ciekawości i lekceważenia, połączony z jakimś przestrachem; jak gdyby wstrzymywał oddech, gdy nie patrzyłem na niego. Ale oczy jego spotkały mój wzrok dość pewnem spojrzeniem. Dostrzegłem wtedy po raz pierwszy, że były jasnobrunatne, ocienione gęstemi, czarnemi rzęsami. Był to najbardziej młodzieńczy rys w jego twarzy. Wcale przyjemne oczy. Kołysał się, lekko wsparty na lasce, jakby zdany na łaskę wiatru. Przemknęło mi wtedy przez myśl, że panna Haldin, zostawiając nas razem, miała jakiś zamiar, że mi powierzyła jakąś misję, skoro przypadkiem znalazłem się pod ręką. Wychodząc z tego założenia, postanowiłem zachować się jak mogłem najbardziej po przyjacielsku. Szukałem tedy w głowie, coby tu stosownego powiedzieć, gdy nagle w ostatnich słowach panny Haldin znalazłem wskazówkę dla siebie.
— Nie — rzekłem poważnie, choć nie bez uśmiechu, — pan nie może zrozumieć istotnego stanu rzeczy.
Jego starannie wygolone usta zadrżały trochę, zanim rzekł z lekkim odcieniem złośliwej żartobliwości:
— Alboż nie słyszał pan? Przecież ta młoda osoba dziękowała mi, że tak dobrze wszystko rozumiem.
Spojrzałem na niego ostro. Byłoż to jakieś ukryte, niepojęte szyderstwo w tej odpowiedzi? Nie; to nie było to.