Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stała, obrócona plecami do panny Haldin. Na górze, z poza wielkich, brudnawych, biało ze złotem lakierowanych drzwi, poprzez balustradą przęsła pierwszego piętra, jakiś głęboki głos dał się słyszeć, dźwięcząc monotonnie, jak gdyby odczytywał jakieś notatki, lub coś w tym rodzaju. Głos ten zatrzymywał się często; poczem umilkł zupełnie.
— Nie mogę już czekać dłużej — rzekła panna Haldin. — Wrócę kiedy indziej.
Czekała, żeby „dama do towarzystwa“ usunęła się z przejścia; ale ta zdawała się pogrążona w obserwowaniu światła i cieniów, dzielących pomiędzy siebie ciszę opuszczonej miejscowości. Zasłaniała sobą pannie Haldin widok na podjazd. Nagle rzekła:
— To nie będzie potrzebne; bo oto Piotr Iwanowicz nadchodzi. Ale nie sam. On teraz rzadko bywa sam.
Usłyszawszy o zbliżeniu się Piotra Iwanowicza, panna Haldin nie ucieszyła się tak bardzo, jakby się tego można było spodziewać. Odpadła ją jakoś ochota ujrzenia zarówno bohaterskiego zbiega, jak pani de S., a przyczyna tej niechęci, która ogarnęła ją w ostatniej chwili, leżała w poczuciu, iż tych dwoje obchodziło się źle z właścicielką kota...
— Pozwoli mi pani przejść — rzekła wreszcie panna Haldin, dotykając zlekka ramienia „damy do towarzystwa“.
Ale ta, przyciskając kota do piersi, nie ruszyła się z miejsca.
— Wiem, kto z nim idzie — rzekła, nie obejrzawszy się nawet.
Niewiadomo dlaczego panna Haldin zapragnęła tem silniej opuścić ten dom.