Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czek o futerko zwierzęcia, które przyjęło pieszczotę z charakteryzującą ten gatunek istot zupełną obojętnością. Poczem, spojrzawszy na pannę Haldin, przeprosiła ją raz jeszcze, że jej nie prowadzi na górę do pani de S. Rozmowa nie mogła być przerwaną. Ale dziennikarz wkrótce ukaże się na schodach. Najlepiej będzie pozostać w hallu; a przytem, wszystkie te pokoje (obejrzała się dokoła na liczne drzwi), wszystkie te pokoje na dole są nieumeblowane.
— Ani jednego krzesła niema na dole, które mogłabym pani zaofiarować, — ciągnęła dalej — ale jeżeli pani woli własne myśli niż moją gadaninę, usiądę tu sobie na stopniu i będę milczeć!
Panna Haldin pospieszyła uprzedzić ją, że przeciwnie, historja młodego litografa zajęła ją bardzo. Oczywiście, był rewolucjonistą.
— Męczennikiem, prostym człowiekiem — rzekła „dama do towarzystwa“ z lekkiem westchnieniem, patrząc sennie przez otwarte drzwi frontowe. Po chwili zwróciła zamglone, brunatne oczy na pannę Haldin.
— Mieszkałam z nim przez cztery miesiące. Było to jak sen.
I, widząc, że panna Haldin patrzy na nią pytająco, zaczęła opisywać wyniszczoną twarz tego człowieka, jego chude członki, jego nędzę, jego opuszczenie. Izdebka, do której zaprowadziła ją owocarka, była to maleńka nora na poddaszu starego, cuchnącego domu. Tynk, opadły ze ścian, zaściełał podłogę, a ohydne płachty czarnej pajęczyny powiewały od przeciągu za każdem otwarciem drzwi. Co się tyczy młodego litografa, to uwolniono go przed paru dniami, poprostu wyrzucono na ulicę z więzienia. I oto panna Haldin po raz pierwszy zapoznała się