Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rewolucyjnych. W każdej rewolucji dość było serc złamanych przez takie powodzenia. Ale dosyć o tem. Mnie chodzi o to, żeby pani nie była ofiarą.
— Choćbym uwierzyła w to wszystko, co pan mówi, jeszczebym nie myślała o sobie — odparła panna Haldin. — Z każdej ręki wzięłabym wolność, jak człowiek głodny porwałby kawałek chleba. Prawdziwy postęp musi się zacząć potem. A wtedy znajdą się ludzie odpowiedni. Są już tacy pomiędzy nami. Spotyka się ich. Nieczynni, samotni, przygotowują się...
Rozłożyła list, który wciąż trzymała w ręce i patrząc nań:
— Tak — spotyka się takich ludzi — powtórzyła, poczem przeczytała następujące słowa: „Nieskalane, wzniosłe, samotne egzystencje“.
Spojrzałem pytająco; ona zaś, składając list, objaśniała:
— To są słowa, które mój brat stosuje do pewnego młodzieńca, którego poznał w Petersburgu. Serdecznego przyjaciela zapewne. Niewątpliwie, tak być musi. Jego nazwisko jest jedynem, które mój brat wymienia w całej swojej korespondencji ze mną. Tylko to jedno. I — co pan powie? Ten młody człowiek jest tu. Przyjechał świeżo do Genewy.
— Czy pani go widziała? — zapytałem. — Ale, oczywiście, musiała go pani widzieć.
— Nie! Nie! Nie widziałam go. Nie wiedziałam nawet że tu jest. To Piotr Iwanowicz mi powiedział. Słyszał pan zapewne, jak mówił o nowym przybyszu z Petersburga. Otóż to jest ten człowiek „o nieskazitelnej, wzniosłej, samotnej egzystencji“. Przyjaciel mego brata!
— Skompromitowany politycznie, zapewne — zauważyłem.