Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

narażać. Ale my nie zawieraliśmy układów. Nie mieliśmy sposobności potemu. Nie powiedziano nam nigdy: tyle a tyle swobody, za tyle i tyle gotówki. Pan, ceniąc kogoś, uważałby jego mieszanie się w ruch rewolucyjny za coś — jakby to powiedzieć — niezupełnie przyzwoitego.
Schyliłem głowę.
— Ma pani słuszność — rzekłem, — cenię panią bardzo wysoko.
— Nie sądź pan, że nie wiem o tem — zaczęła pospiesznie. — Przyjaźń pana była dla mnie bardzo cenną.
— Zrobiłem mało co więcej ponad to, że patrzyłem.
Lekkie rumieńce wystąpiły na jej policzki.
— Bywa sposób patrzenia, który jest bardzo cenny. Dzięki niemu czułam się mniej osamotnioną. To trudno wytłumaczyć!
— Doprawdy? Otóż i ja czułem się mniej osamotnionym. Ale mnie byłoby to łatwo wytłumaczyć. Dajmy jednak temu pokój. Powiem pani tylko tyle: w prawdziwej rewolucji, nie w prostej zmianie dynastycznej, lub jej reformie poprostu — w prawdziwej rewolucji najszlachetniejsze jednostki nie wysuwają się nigdy naprzód. Rewolucja wpada zpoczątku w ręce fanatyków o ciasnych umysłach i tyrańskich hipokrytów. Potem przychodzi kolej na wszystkie pełne uroszczeń bankructwa intelektualne danego czasu. Takimi są przywódcy i przodownicy. Zechce pani zauważyć, że zostawiłem proste pionki na boku. Natury sprawiedliwe, szlachetne i ofiarne, jednostki nieegoistyczne i inteligentne mogą rozpocząć jakąś akcję, ale ona im się zawsze z rąk wysunie. To nie są przywódcy rewolucji. To są jej ofiary, ofiary rozczarowania, niesmaku, często wyrzutów sumienia. Nadzieje cudacznie zawiedzione, ideały skarykaturowane — oto określenie powodzeń