Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącym młodzieńcem, mogłem zauważyć ten potężny, kojący wpływ; mogę powiedzieć: wpływ pojednawczy. Młodzieniec szedł przez te wszystkie kilometry wzdłuż brzegów jeziora milczący, jak człowiek, któremu ukazano drogę pokoju... Czułem, że w duszy jego dokonywa się przełom. Przedewszystkiem słuchał mnie cierpliwie. Ja sam byłem tego wieczoru jak natchniony niewysłowioną mocą genjuszu Eleonory — chciałem powiedzieć pani de S. Księżyc świecił w pełni i mogłem obserwować twarz młodzieńca. Nie mogę się mylić.
Panna Haldin, spuściwszy oczy, zdawała się wahać.
— Dobrze więc; pomyślę o tem, co mi pan powiedział, Piotrze Iwanowiczu. Postaram się odwiedzić panią de S., skoro tylko będę mogła zostawić moją matkę bezpiecznie na parę godzin.
Aczkolwiek słowa te wypowiedziane były chłodno, to ustępstwo zdumiało mnie. Piotr Iwanowcz porwał jej prawą rękę z takim zapałem, iż sądziłem, że ją przyciśnie do ust lub do piersi. Lecz on trzymał ją tylko za końce palców w swej olbrzymiej łapie, potrząsając nią zlekka wgórę i wdół, podczas gdy dawał ujście ostatniemu nawałowi słów.
— To dobrze. To bardzo dobrze. Nie pozyskałem jeszcze pełnego zaufania pani, Nataljo Wiktorówno, ale to przyjdzie, wszystko w swoim czasie. Siostra Wiktora Haldina nie może pozostać nauboczu. Poprostu to niemożliwe. Żadna kobieta nie może trwać, siedząc na stopniach. Kwiaty, łzy, oklaski, to wszystko miało swój czas, to pojęcie średniowiecza. Arena, sama arena jest miejscem dla kobiet.
Puścił jej rękę z rozmachem, jak gdyby ją czemś obdarzał, i stał nieruchomo, z głową schyloną w pełnej godności pokorze przed jej kobiecością.