Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

knące gdzieś poza obrębem mojego ujęcia. Muszę więc przypuszczać, że ceniła moją uwagę i moje milczenie. Uwaga, którą mogła widzieć, była zupełnie szczerą, wskutek czego milczenie nie mogło być poczytane za obojętność. I to zdawało się zadowalniać ją. I muszę tu zauważyć, że jeśli zwierzała się przede mną, to nie dla zasięgnięcia rady, o którą, w istocie, nie prosiła nigdy.

II

Nasze codzienne stosunki uległy w owym czasie blisko dwutygodniowej przerwie. Musiałem wyjechać niespodzianie z Genewy. Wróciwszy, skierowałem swe kroki, nie tracąc czasu, na Boulevard des Philosophes.
Przez otwarte drzwi saloniku usłyszałem, ku wielkiemu niezadowoleniu, głos gościa, przemawiającego z namaszczeniem.
Fotel pani Haldin przy oknie był pusty. Natalja Haldin, siedząc na sofie, zwróciła ku mnie witająco swe śliczne, szare oczy z wyrazem zbliżonym do uśmiechu. Ale nie poruszyła się. Z białemi, silnemi rękoma, spoczywającemi na żałobnej sukni, siedziała nawprost mężczyzny, który zwrócony był do mnie plecami; a były to nie plecy a bary, osłonięte czarnem suknem i harmanizujące z jego głębokim głosem. Gość ten spojrzał na mnie szybko przez ramię i rzekł:
— A! Wasz przyjaciel angielski. Wiem. Wiem. Ale to nic.
Miał ciemne okulary, a wysoki jedwabny kapelusz stał na ziemi przy jego krześle. Gestykulując zlekka dużą, pulchną ręką, mówił znów, jedynie trochę prędzej:
— Nie zmieniłem wiary, jaką żywiłem, błądząc po syberyjskich tajgach. Podtrzymywała mnie wtedy, podtrzy-