Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dostrzegłem, jak przygryzła dolną wargę, zapewne aby stłumić łkanie. Po chwili rzekła:
— Podsunęłam mamie myśl, że może zdradził go jaki fałszywy przyjaciel, lub poprostu tchórz. Lżej jej będzie, gdy w to uwierzy.
Zrozumiałem teraz wyrzeczone poprzednio szeptem słowa biednej kobiety o Judaszu.
— Tak, będzie jej lżej — przyznałem, zachwycony w duchu trafnością i subtelnością zapatrywań tej dziewczyny. Traktowała życie tak, jak je ukształtowały warunki polityczne jej kraju. Widziała w niem okrutną rzeczywistość a nie chorobliwe przywidzenia własnej wyobraźni. Nie mogłem oprzeć się pewnemu uczuciu szacunku, gdy dodała z prostotą:
— Podobno czas łagodzi wszelki rodzaj rozpaczy. Ale nie mogę uwierzyć, żeby miał władzę nad wyrzutami sumienia. Lepiej więc niech mama myśli, że ktoś przyczynił się do śmierci Wiktora, niż żeby miała przypisywać ją słabości swego syna, lub własnej winie.
— Ale pani sama nie przypuszcza przecież — zacząłem.
Zacisnęła usta i potrząsnęła głową. Potem oświadczyła, że nie żywi złych myśli względem nikogo i że może wszystko, co się stało, było potrzebnem. Po tych słowach, wymówionych cicho i brzmiących tajemniczo w pomroce przedpokoju, pożegnaliśmy się wymownym i ciepłym uściskiem dłoni. Uścisk jej silnej, kształtnej ręki miał w sobie coś ujmująco szczerego, rodzaj jakiejś zachwycającej męskości. Nie wiem, doprawdy, dlaczego okazywała mi tyle przyjaźni. Może zdawało się jej, że rozumiem ją znacznie lepiej, niż byłem do tego zdolny. Najściślejsze z jej powiedzeń zdawały się mieć jakieś zagadkowe znaczenie, ni-