Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I odszedł znów szybko. Kostia, ochłonąwszy ze zdumienia, pobiegł za nim.
— Nie! Poczekaj! Słuchaj. Ja to naprawdę mówię... To będzie, jak gdybyś okazał współczucie zgłodniałemu. Słyszysz, Cyrylu? A gdybyś potrzebował przebrania, to i tego mogę ci dostarczyć, od jednego kostjumera, Żyda, którego znam. Niechże narwaniec przysłuży ci się na swój sposób. Może fałszywa broda będzie potrzebna, lub coś w tym rodzaju.
Razumow postanowił mieć się na baczności.
— Nie potrzeba tu żadnej fałszywej brody, Kostia, ty poczciwy warjacie. Co ty wiesz o moich ideach? Moje idee mogą być dla ciebie trucizną.
Tamten zaczął wstrząsać głową przecząco z energją.
— Co tobie do idej? Niektóre z nich mogłyby wypróżnić prędko kieszenie twojego papy. Nie wdawaj się w to, czego nie rozumiesz. Wracaj do twoich wyścigowców i twoich dziewczyn, a wtedy przynajmniej będziesz mógł być pewnym, że nikomu krzywdy nie wyrządzisz, chyba sobie — i to niewielką.
— Odsyłasz mnie zpowrotem do mego świńskiego koryta. To i koniec. Jestem nieszczęśliwe bydlę i skończę, jak bydlę. Ale pamiętaj, że twoja pogarda to sprawi.
Razumow odszedł wielkiemi krokami. Że ta prosta, hulaszcza dusza uległa także rewolucyjnemu prądowi, wydało mu się złowrogim symptomatem czasu. Wyrzucał sobie, że się niepokoi. Osobiście powinien był się czuć zadowolonym. Boć to było niewątpliwie pomyślnem dla niego w tem spiknięciu się mylnych sądów, że go brano za to, czem nie był. Ale nie byłoż to dziwnem?
I znowu doznał takiego wrażenia, jak gdyby rewolucyjna tyranja Haldina pozbawiła go swobody postępowa-