Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

napróżno usiłował wyrozumieć znaczenie tej szczególnej oferty, a jednocześnie czuł szczególny wstręt do rozjaśnienia zagadki.
— Skąd ci przyszło na myśl, że ja chciałbym wyjechać zagranicę? — spytał wreszcie bardzo spokojnie.
Kostia zniżył głos.
— Policja była u ciebie wczoraj. Kilku z nas słyszało o tem. Mniejsza z tem jaką drogą. Dość, że wiemy. Więc naradzaliśmy się...
— A! Jużeście się tak prędko dowiedzieli — mruknął Razumow niedbale.
— Tak. Dowiedzieliśmy się. I uderzyło nas, że taki człowiek, jak ty...
— Za jakiego człowieka mnie bierzecie? — przerwał Razumow.
— Za człowieka idei — i za człowieka czynu, także. Ale ty jesteś bardzo głęboki, Cyrylu. Niesposób przeniknąć cię do gruntu. W każdym razie nie takim jesteś jak ja. Wszyscy jednakże zgodziliśmy się na jedno, że trzeba cię zachować dla kraju. Co do tego nie mieliśmy żadnej wątpliwości, to jest ci z pośród nas, którzy słyszeli, w jaki sposób Haldin wyrażał się o tobie niejednokrotnie. A gdy komu policja splondrowała mieszkanie, to już tam jakieś nieszczęście wisi nad jego głową. Więc jeżeli myślisz, że byłoby lepiej dla ciebie zwiać...
Razumow wyrwał się Kosti i poszedł korytarzem, zostawiając tamtego bez ruchu, z otwartemi ustami, ale wrócił natychmiast i stanął przed zdumionym Kostią, który zwolna zamykał usta. Razumow spojrzał mu prosto w oczy, poczem rzekł, wymawiając z wyraźnym namysłem i oddzielnie każde słowo:
— Dziękuję — ci — serdecznie.