Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dopodobniejsze rzeczy wywierają tajemny wpływ na czyjeś myśli: siwe wąsy jednej osoby, zezowate oczy innej.
Czoło Razumowa zwilgotniało. Przeszedł się parę razy po pokoju, uśmiechając się do siebie złośliwie.
— Czy zastanowiłeś się kiedy nad wpływem siwych wąsów i zezowatych oczu? Pozwól. Myślisz może, iż zwarjowałem i plotę od rzeczy. Ale nie mówię na wiatr. Widziałem przykłady. Zdarzyło mi się rozmawiać raz z kimś, o którego losie rozstrzygnęły tego rodzaju drobnostki. I on o tem nie wiedział. Oczywiście, wchodziło tu w grę sumienie, ale takie drobnostki rozstrzygnęły... A ty, Wiktorze Wiktorowiczu, mówisz mi, żebym się o ciebie nie troszczył. Jakże! Przecież jestem odpowiedzialny za ciebie! — zakrzyknął prawie.
Z trudem powściągnął wybuch iście Mefistofelesowskiego śmiechu. Haldin, bardzo blady, uniósł się na łokciu.
— A niespodzianki życia! — ciągnął dalej Razumow, spojrzawszy kłopotliwie na tamtego. — Zważ tylko ich zdumiewającą naturę. Tajemniczy popęd skłania cię, żebyś tu przyszedł. Nie mówię, żeś źle uczynił. Owszem; z pewnego punktu widzenia nie mogłeś postąpić lepiej. Mogłeś pójść do człowieka, mającego rodzinne związki i uczucia. Sam masz takie związki. Co do mnie, uważasz, wzrosłem w zakładzie wychowawczym, gdzie nam nie dawano jeść dosyta. Mówić o przywiązaniu odnośnie do podobnej instytucji — sam pojmujesz. A co się tyczy związków — jedyne związki, jakie mam na świecie — są społeczne. Muszę być uznanym w jakikolwiek sposób, nim zacznę działać wogóle. Siedzę tu i pracuję... A czy myślisz, że nie pracuję również dla postępu? Wyrobiłem sobie moje własne poglądy na prawdziwą drogę... Wybacz mi — cią-