Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie było łatwiejszego, jak przemilczeć o tem, o ile, oczywiście, zapoznając prawdziwe pańskie przekonania, nie próbował pozyskać pańskiej pomocy. Co, panie Razumow?
Razumowowi wydało się, że posadzka zadrżała pod nim zlekka. Ten otyły mężczyzna w obcisłym mundurze był straszny. I takim być powinien.
— Rozumiem, co Wasza Ekscelencja ma na myśli. Ale mogę tylko odpowiedzieć, że nie wiem dlaczego.
— Nic nie mam na myśli — szepnął Generał z łagodnem zdziwieniem.
— Wpadłem, wpadłem bez ratunku — pomyślał Razumow. Doznane tego dnia nieprzyjemności, zmęczenie, konieczność zapomnienia, obawa, której się nie mógł opędzić, wszystko to rozbudziło w nim na nowo nienawiść względem Haldina.
— W takim razie nie mogę tu dopomóc Waszej Ekscelencji. Wiem tylko, że była chwila, kiedy chciałem go zabić. Była także chwila, w której sam sobie życzyłem śmierci. Nic nie rzekłem. Byłem oszołomiony. Nie wywoływałem zwierzeń. Nie żądałem wyjaśnień.
Razumow mówił jak człowiek, który stracił panowanie nad sobą, ale umysł jego był jasny. Był to istotnie dobrze obrachowany wybuch.
— Wielka szkoda — rzekł Generał, — żeś go pan nie pytał. Nie wiesz pan przynajmniej, co on zamierza uczynić?
Razumow uspokoił się. Ujrzał otwierające się przed nim wyjście.
— Powiedział mi, iż spodziewa się, że jakieś sanki będą go czekać o wpół do pierwszej w nocy, koło siódmej latarni, z lewej strony górnego końca Karabelnej. W każdym razie zamierzał znaleźć się tam o tej porze. Nie poprosił mnie nawet o inne ubranie.